historia
festiwal
Literatura
„Polskie Bieszczady bez tego skrawka byłby nijakie, tutaj bowiem jest ich jądro, turystyczne eldorado dla prawdziwych trampów. Ale może właśnie między źródłami Sanu i Otrytem, bardziej niż gdziekolwiek indziej w Bieszczadach, zobaczyć można wciąż jeszcze wymiar ludzkiego barbarzyństwa. W imię stalinowskich niczym nieuzasadnionych wyobrażeń pozbawiono tysiące ludzi ich bojkowskiej małej Ojczyzny: domów, pól, cerkwi i cmentarzy.Przemierzyłem Bieszczady wzdłuż i wszerz, także od źródeł Sanu do Otrytu, i zachwyciłem się tym miejscem danym od Wszechmogącego, miejscem szczególnie natchnionym, bo bodaj jednym z najcenniejszych pod względem historycznym i kulturowym w Polsce, ale również najpiękniejszym krajobrazowo i przyrodniczo.
Owocem moich poszukiwań i wędrówek jest ten oto przewodnik, bo jak wówczas sądziłem, a teraz jestem przekonany, każdy miłujący bieszczadzki bezkres winien otrzeć się o tamte Bieszczady, czasami może nawet w zaroślach poszukać śladów minionej nie tak dawno przeszłości: podmurówek domów, wyłożonych kamieniem rzecznym studni, stosu cegieł z kuchennego pieca dającego niegdyś ciepło, niekiedy zagubionej wśród wysokich traw podkowy na szczęście i tych sadów, które wciąż jeszcze dają wędrowcom swoje owoce.
Czasem można natknąć się na ruiny cerkwi – domu Bożego, który nie oparł się naporowi czasu i ludzkiej bezmyślności, czasem zobaczyć oparty o drzewo krzyż, zaświadczający o pokoleniach, które w tym miejscu, obróciwszy się w proch, przechodziły do wieczności.
Żeby odnaleźć, także w sobie, jeszcze tamten klimat, trzeba wiedzieć, czego powinniśmy się spodziewać…”
Andrzej Potocki
- Andrzej Potocki
- „PRZYSTANEK BIESZCZADY”
- Wydawnictwo CARPATHIA Rzeszów 2011
Pomiędzy krzywym zwierciadłem, w którym przegląda się model PRL w bieszczadzkim miasteczku, a wspominkową wędrówką po niepokornym poletku socjalizmu, jakim były powojenne Bieszczady, zmieścił się niewyobrażalny bagaż okrucieństwa i zarazem cierpienia. Częstokroć patrzymy na człowieka jako na nic nieznaczący tryb w machinie historii. Zarówno na tego, który przyjmuje cios przeznaczenia, jak i tego, który w imię irracjonalnych idei go zadaje. Patrzymy, bo ta książka wolna jest od subiektywnych ocen autora, ale jednocześnie dostarcza wszelkiej wiedzy do tego, by każdy z nas mógł się o taką ocenę pokusić.
Opisane tutaj historie z granicy jawy i niejednokrotnie koszmarnego snu są jak kubeł zimnej wody wylany na współczesnego człowieka, który wszystko ma niemal na wyciągnięcie ręki, a jedyna troska dotyczy znalezienia sposobu na to, żeby to wziąć. Wiele z tych opowieści jest uderzeniem w nasze poczucie nieszczęścia, w nasze spoglądanie na świat z pozycji widza codziennej dawki wiadomości z kraju i ze świata na szklanym ekranie. Nie jest to fikcyjne manipulowanie naszą litością. Są to przede wszystkim fakty dowodzące losu pionków w grze historii. Jest to również odważne rzucenie nam w twarz przejściami nieprawdopodobnymi, które gdyby nie przeznaczenie czy też przypadek, jak kto woli, nigdy nie ujrzałyby światła dziennego. Odeszłyby wraz z ich bohaterami niosącymi je jako ciężar swojej doczesności.
Lecz proszę nie ulegać złudzeniu, że czytając „Przystanek Bieszczady” czytelnik znajdzie na jego kartach tylko ogrom ludzkiego nieszczęścia. Pomieściły się tutaj również świetne relacje z dziennikarskiej praktyki („Przerwany lot”) czy też nawet doskonałe opowiadanie… snu („O tym, jak we śnie obciąłem sobie ucho”). Można je potraktować jako „oddech”, jednakże nie ustępują ciężarowi gatunkowemu tych opowiadań, które je poprzedzają i po nich następują. Traktowane jako swoistego rodzaju osobisty wtręt autora są doskonałą metodą na nadanie całości wysokiego poziomu autentyczności („Pies mojego dzieciństwa”).
Wspólnym mianownikiem dla tematycznej różnorodności tej książki jest uwikłanie w nią autora. Otóż bohaterów spotkał na swojej drodze życia, a o opisane wydarzenia otarł się osobiście. Stały się one częścią jego egzystencji i piórem znawcy historii oraz niezwykle wnikliwego obserwatora rzeczywistości nadał im literacki kształt. W „Przystanku Bieszczady” nie tylko je opowiada. Z mistrzowskim niemal kunsztem staje się przewodnikiem po emocjach i ciągłości przyczynowo-skutkowej. Wprowadzając Czytelnika w groteskowy świat bieszczadzkiego miasteczka, jednocześnie sięga po dzieje człowieka, który przemierzył syberyjską drogę krzyżową, aby po wielu latach wrócić do swojej bieszczadzkiej ojcowizny i zacząć wszystko znów od samego początku. Zestawienie prymitywizmu powojennej władzy z ciernistym losem bieszczadzkiego autochtona aż nazbyt razi. Klimat potęguje arogancja decydentów, którzy za nic mieli wszelkie świętości, a pośród nich być może najważniejszą – szacunek należny zmarłym po śmierci. W „Plaży nieboszczyków” autor odsłania jeszcze jedną prawdę o tamtych czasach, w których nie liczył się człowiek, tylko jakieś wyśrubowane plany, i pokazuje prawdę o gotowości do wszelakiego fałszowania rzeczywistości pod dyktando oczekiwań. Napięcie narasta, bowiem już nie tylko sprofanowano cmentarze, ale także miejsca kultu, w których cierniowa doczesność padała na kolana przed świetlistą wiecznością. Do których wiele pokoleń przynosiło troski i radości dnia codziennego i w pokornym ukłonie prosiło o opiekę i wstawiennictwo. Te „mieszkania wiary” systematycznie, z zaciętością godną wielkiej sprawy rujnowano, niszczono, burzono. Żeby nie został kamień na kamieniu i żaden znak zaświadczający ludzkiej tutaj bytności.
Katarzyna Fornal
- Andrzej Potocki
- „MAJSTER BIEDA CZYLI ZAKAPIORSKIE BIESZCZADY”
- Wydanie IV Wydawnictwo Carpathia Rzeszów 2010
To jest już książka kultowa ukazująca Bieszczady od środka. Ich kowbojsko-zakapiorska legenda zilustrowana została poprzez opowieść o 27 najbardziej znaczących postaciach w pejzażu kulturowym z ostatniej ćwierci XX w. Bohaterami książki są m.in.: Władek Nadopta – „Majster Bieda”, Wojtek Belon, Jędrek Wasielewski „Połonina”, Lutek Pińczuk, Juras Świtalski „dwatysięce”, Zdzicho Rados, Janusz Zubow, Rysiek Szociński, Rysiek Denisiuk, Piotr Adamski „Francuz”, Zdzicho Pękalski, Krzysztof Bross, Julek Wasik „spod dębu”, Boguś „sikorka”, Józek Polański, Krzysiek Szymala, Tomek Zyto-Żmijewski i inni. Pierwszy nakład sprzedał się w ciągu roku.
(…) każdy poważny bieszczadzki zakapior powinien się jakoś wabić, bo tutejsze zakapiorstwo to znak towarowy chroniony patentem i produkt najwyższej jakości. Już sam fakt, że w żadnym słowniku języka polskiego wydanym w peerelu takie określenie nie istnieje, świadczy, iż socjalizm skazał ich na odstrzał i dopiero nie tak dawno sezon polowań na zakapiorów, podobnie jak na wilki, skończył się, bo w minionym czasie bohaterami reportaży na ogół bywali sekretarze zjednoczonej, ale nie koniecznie z narodem, partii – pisze Andrzej Potocki w swojej książce „Majster Bieda czyli zakapiorskie Bieszczady”. Publikacja doskonała tak w formie, jak i treści, nie bojąca się nazywać rzeczy po imieniu i co najważniejsze – wychodząca na przeciw potrzebie ocalenia od zapomnienia.
Bieszczady z roku na rok zmieniają się, odchodząc od mitu Dzikiego Zachodu, kreowanego poprzez ludzi, którzy tutaj znaleźli swoją Ziemię Obiecaną. Odchodzą także ludzie, ci najbardziej wytrwali, najbardziej niepokorni, najbardziej zatwardziali w nadawaniu temu zakątkowi ludzkiego wymiaru. Ostatni to zatem czas – jak stwierdza autor – by utrwalić w pamięci ten odchodzący w przeszłość świat bieszczadzkich zakapiorów, tym bardziej, że kilku bohaterów książki już rozgościło się na dobre na niebieskich połoninach.
„Majstra Biedę…” czyta się jednym nieprzerwanym tchem, choć to przecież opowieść w niezależnych od siebie odcinkach. Poprzez karty tej książki wychodzi wiedza i doświadczenie autora – dziennikarza, historyka, etnografa i znawcy ludzkiej psychiki, który siedemnaście lat spędził w Bieszczadach i wchłonął ich niepowtarzalny klimat. Przez pryzmat własnej głębokiej penetracji tej krainy rozmaitości A. Potocki niejako oprowadza nas po zagmatwanych biografiach wydawać by się mogło rozbitków, ale może przede wszystkich ludzi nad wyraz wrażliwych, nad podziw odważnych, niezwykle barwnych w obranej filozofii życia. Lecz z wszystkich tych opowieści przebija biblijne: a wszystko jest marność i pogoń za wiatrem, i może jeszcze tragizm nieprzystosowania do wymykającej się coraz bardziej percepcji rzeczywistości.
Każdy, komu bliskie są Bieszczady, z pewnością sięgnie po książkę A. Potockiego, bo dzięki niej bez wątpienia przeniesie się w lata nie tak odległe, ale zapewne niepowtarzalne i wraz z autorem przemierzy meandry ludzkiej wędrówki po bieszczadzkim bezkresie, pozna jego bohaterów i przyjrzy się ich niejednokrotnie tragicznej wędrówce w poszukiwaniu siebie. Czytelnik znajdzie tutaj wszystko, co skłania do zadumy, ale także mnóstwo zabawnych i częstokroć na swój sposób sensacyjnych opowiastek. To wyśmienita lektura, nowatorsko traktująca tematykę bieszczadzką, pisana lekkim i dobrym językiem. Zachęcam więc do przeczytania, a może również przebycia Bieszczadów szlakiem zakapiorstwa…
Katarzyna Fornal
- Krzysztof Potaczała
- „BIESZCZADY W PRL-u”
Zbiór reportaży o Bieszczadach w czasach PRL-u. Prawdziwe, w większości mało znane historie i anegdoty oparte na dokumentach i wywiadach ze świadkami tamtych czasów. Dygnitarze partyjni i hodowcy węży, zmiany nazw wsi i zima stulecia, wiece przyjaźni i strajki, tajemnicze mogiły i ośrodki rządowe, pomnik Stalina w Ustrzykach i wysiedlenia mieszkańców Soliny. Polowania, górale i bieszczadzki „pan na włościach” w randze pułkownika. 20 barwnych opowieści splecionych losami nietuzinkowych postaci.
- Wiesław Białkowski
- „Arłamów bez kurtyny – tajne łamane przez poufne”
Ciekawie opisana historia utworzenia ośrodka rządowego ARŁAMÓW, a przy okazji wiele ciekawych informacji na temat historii także samego Mucznego i znajdującego się tam Osrodka Wypoczynkowo-Rekreacyjnego BUKOWE BERDO.